środa, 17 kwietnia 2013

#19


„Liam, co ty robisz? Liam! Nie!- dziewczyna próbowała powstrzymać swojego chłopaka przed oblaniem ją wodą”


Na samo wspomnienie tych cudownych chwil z nim spędzonych zakręciła mi się łza w oku. Dlaczego on musiał odejść. Dlaczego on, a nie ja? Dlaczego? Te pytania cały czas błądziły po mojej głowie. On nie zasługiwał na śmierć. Był dla wszystkich miły i kochany. Jako celebryta był uwielbiany prze fanki, miał wiernych przyjaciół, rodzinę, dziecko, narzeczoną. Zostawił nas samych. Zostawił mnie i swoje dziecko na niebezpiecznej ziemi, sam odchodząc do raju w niebie. Wszyscy rozpaczali po śmierci Liama, ale to ja najbardziej. Gdy on umarł, umarła też część mnie. Mój świat się zawalił. Przy życiu utrzymuje mnie jedynie fakt, że pod sercem trzymam jego dziecko.


„J: Masz gumki?
L: Nie. W dupie z nimi.
Zaczęli się śmiać.”


Te wszystkie wesołe chwile spędzone z nim.  Niezapomniana noc, która przyniosła młodej parze dziecko. Przypomniało mi się jak się poznaliśmy.  To było zabawne, jednak myśląc o tym nie mogę powstrzymać cisnących się do oczu łez.


„Nastolatka podskakiwała wesoła razem z jej przyjaciółką i śpiewały głośno piosenki. Wbrew pozorom nie były upite, ani nawet naćpane.
Naprzeciwko dziewczynom szło pięciu chłopaków, znanych jako One Direction. Udzielali swoją energię w podobny sposób do dziewczyn, gdy Liam wpadł na jedną z nich. Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wiadomo było, że ta miłość będzie na całe życie.”


No właśnie, na całe życie i taka była. Liam do końca swojego życia będzie kochał [T.I], a ona również nigdy o nim nie zapomni.



„ Pierwszy tydzień życia w świadomości, że jej narzeczony nie żyje był najgorszym tygodniem życia dla [T.I]. Chwila gdy się dowiedziała o śmierci ukochanego, była najgorszą sekundą jej życia, a dzień w którym to się dokonało było najgorszym dniem jej życia. Wmawiała sobie, że chłopak po prostu wyjechał w trasę, ale długo tak nie wytrzymała bo w końcu wiedziała jaka jest prawda. Była na jego pogrzebie, widziała jego ciało pozbawione życia.”


To wszystko przez jebanego kierowcę TIR a. On wcale nie ucierpiał. Może zapłacił duże pieniądze, ale dla mnie w takiej sytuacji pieniądze szczęścia nie dają. Cieszyłam się że mam przyjaciół, którzy mi pomagają uporać się z trudem.




„ Eleanor zaproponowała dziewczynie pomoc i mieszkanie do końca jej życia. Zrozpaczona [T.I] przystała na jej propozycję z racji tego że jest już w zaawansowanym stadium ciąży.”



Mam zamiar wychowywać synka na takiego cudownego człowieka, jakim był jego ojciec. Nigdy o nim nie zapomnimy.


„Codziennie przychodziła pod grób narzeczonego, by złożyć kwiaty i zapalić znicze.
To była rutyna, modliła się jakby w ten sposób rozmawiała z nim. To była prawdziwa miłość.”




* KONIEC *

_________________________________________________________________________________

przyznaję się, ze go trochę spierdoliłam, ale miałam nagły przypływ weny i zaczęłam pisać
spadam x


#18


J- Josh (perkusista One Direction dla nie wtajemniczonych)
H- Hariett
Hz: Harry ( od Hazz, nie wiedziałam jak zrobić xd)
J: Co taka ładna i młoda dziewczyna robi w lesie, zamiast siedzieć w szkole?
H: Mogłabym spytać o to samo.
J: Pf... Odpowiedz na pytanie.
H: Nie zwierzam się nieznajomym.
Chłopak burknął niezadowolony.
J: Jestem Josh…
H: Coś jeszcze..
J: Jestem perkusistą w sławnym zespole, zwanym One Direction. Tak, poznam cię z nimi.
Dziewczyna posłała mu zdziwione spojrzenie.
J: Nie znasz One DIrection?
H: Znam… ale czemu uznałeś mnie za fankę?
J: Prawie wszystkie dziewczyny są ich fankami.
H: No widzisz, to ja jestem jakimś wyjątkiem.
J: Eh.. Skoro mnie już znasz to może odpowiesz mi na wcześniej zadane pytanie?
H: Więc… Pytałeś się co robię sama w lesie..- chłopak przytaknął- Każdy głupi zauważyłby aparat przewieszony przez moje ramię.- Josh zawstydził się
J: Ale to nie wyjaśnia dlaczego nie ma cię w szkole.
H: Za dwie godziny mam iść do ortodonty. Nie ma sensu zwalniać się z połowy zajęć, bo moja szkoła jest daleko. A może teraz ty mi wyjaśnisz co robisz sam w lesie, co?
J: Ale ja cię nie znam.- odparł z uśmiechem satysfakcji
Hariett odetchnęła podirytowana.
H: Mam na imię Hariett, mam 17 lat. Lubię fotografię, a co do muzyki to mój ulubiony wokalista od dłuższego czasu jest trupem.
J: To… Ja sam nie wiem co robię w lesie. Może chcę trochę odpocząć, nie wiem…
H: Długo masz zamiar jeszcze tak błądzić?
J: Jeśli pozwolisz to będę się tobie przyglądał podczas robienia zdjęć.- brzmiało to bardziej jak rozkaz niż pytanie
H: Nie spłosz ptaków tymi słoniowymi krokami.- odpowiedziała, zgadzając się na towarzyszenie chłopaka w jej pracy
Hariett błądziła po lesie w poszukiwaniu ładnych krajobrazów, a zmęczony już Josh biegał za nią, bo nie potrafił nadążyć za jej szybkim, a zarazem cichym krokiem. Nagle dziewczyna wystawiła rękę w jego stronę nakazując mu żeby się zatrzymał.  Jej oczom ukazał się kolorowy dzięcioł, pukający w pusty pień drzewa. Po cichu włączyła aparat i powoli podchodziła w stronę ptaka. Wszystko było by pięknie, gdyby nie wystający korzeń. Przewróciła się na glebę wyłożoną jesiennymi liśćmi, pozwalając ptakowi odlecieć.
H: Kurwa!- syknęła łapiąc się za nogę
Chłopak stojący dziesięć metrów od niej szybko podbiegł i pomógł jej wstać.
J: Nic ci nie jest?- dziewczyna spiorunowała go wzrokiem, wiedział przecież że coś jej się stało
H: Zobacz co z aparatem.- rozkazała
J: Nic mu nie jest. Na razie ty jesteś ważniejsza.
Josh wziął jej torbę i przewiesił ją sobie przez ramię, a Hariett wziął na ręce.
Hariett wybuchła śmiechem.
J: Z czego się śmiejesz?- spytał próbując powstrzymać się od zaraźliwego śmiechu nastolatki
H: Nie wiem.- nagle przestała się śmiać- Gdzie mnie zabierasz?
J: A gdzie mieszkasz?
H: W Londynie.
J: W jakiej części?
H: Na obrzeżach.
J: Jedziesz ze mną do mojego domu.
H: A ortodonta?
J: Poczeka.
Chłopak wyjął telefon z kieszeni spodni Hariett i wybrał numer jej mamy.
*połączenie*
M: Cześć Hariett, słońce.
J: Tu Josh.
M: Coś się stało?
J: Pani córka skręciła kostkę i zabieram ją do mojego domu. Mogłaby pani odwołać jej wizytę u ortodonty?- mówił starając się powstrzymać Hariett od wyrwania jemu z ręki telefonu
M: Oczywiście, mam nadzieję, że mogę tobie ufać.
J: Chwila…- powiedział, gdyż przypominał mu się głos kobiety- Czy pani ma na imię Trish i zna moją matkę Rachel?
M: Tak, jak ja was dawno nie widziałam!
J: Przeprowadziliśmy się…- odparł ze smutkiem- Ale mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu się spotkamy.
M: Bardzo mi miło się z tobą rozmawiało, zaopiekuj się moją córką dobrze.
J: Do widzenia.- rozłączył się, pod wpływem Hariett narzekającej, że przez niego nie będzie miła pieniędzy na koncie
*koniec połączenia*
J: Mam pozwolenie twojej matki żebyś u mnie została!- powiedział uradowany, trzymając poszkodowaną na baranach
H: To do niej niepodobne.
J: Ale Hariett ja ją znam. Ale nie rozumiem dlaczego ciebie nie znam…
H: Bo mieszkałam u ojca i niedawno się przeprowadziłam do matki. Mama ci nic nie wspominała o rozwodzie, albo chociaż o swojej córce.
J: Rzadko z nią rozmawiałem. Moja mama ją zna lepiej. – tą wypowiedzią zakończył ich wymianę zdań.
Dalej szli w ciszy, w kierunku samochodu Josha.
H: Wiesz co? Ja sobie dam radę iść.
J: Teraz mi to mówisz?!
Dziewczyna wystawiła mu język i wsiadła do samochodu od strony pasażera.
H: Wow. T..to jest twój dom?- spytała zaskoczona wielkością willi
J: Nie mieszkam tu sam. Jak już ci mówiłem należę do zespołu.
H: Kolejne zadufane gwiazdki..- powiedziała sam do siebie
J: Nie mów tak o moich przyjaciołach.- powiedział słysząc co mówi- Nawet ich nie znasz.- dodał nie kryjąc urazy
H: Ojej, przepraszam. Ale jestem uprzedzona do takich osób przez jednego typka.- obroniła się
Poszła za Joshem trochę kulejąc. Przedzierali się przez tłumy fanek, aż doszli do furtki. Chłopak wyjął klucze i przekręcił zamek. Hariett zatrzasnęła ją za sobą, by nikt się nie wdarł i kuśtykała dalej do wielkich drzwi.
J: Jestem!
N: Stary, gdzie ty byłeś, lub…- zawahał się widząc Hariett- .. kogo ze sobą wziąłeś? Fanka?- spytał o zbliżającą się powoli do drzwi dziewczynę
J: Ona was nie lubi.
Do chłopaków podbiegł Harry.
Hz: A szkoda wielka, bo to córka znanego producenta muzycznego… - chłopcy spojrzeli na Harrego zaskoczeni
N: Tak właściwie to po co ją przywiozłeś i jak ją znalazłeś.
J: Długa historia później o tym pogadamy.- odpowiedział nadal zaskoczony natłokiem informacji, które uzyskał od Harrego
H: Na co się tak gapicie?- burknęła z wyrzutem, gdy weszła w progi domu
Chłopcy od razu odwrócili wzrok, a ona poszła za Joshem.
H: To twój pokój?
J: Na tydzień też twój.- odpowiedział, już bardziej radośnie- Jeśli nie masz nic przeciwko, że będziemy spali w jednym łóżku. Ja mogę się w każdej chwili przenieść na kanapę- dodał zasmucony z iskierkami nadziei w oczach
H: Oczywiście, że nie mam nic przeciwko.- chłopak odetchnął z ulgą i wyjął z szafy jego ubrania dla Hariett- Josh, wiesz.. ja cię lubię.- przytuliła go
On wtulił się w nią ze zdwojoną siłą. Dziewczyna pisnęła.
H: Ał!
J: Przepraszam.
H: Nie szkodzi.- pocałowała go w policzek, na co on się zarumienił
Hariett poszła do kuchni, żeby się napić.
Natomiast Josh zastanawiał się nad dziewczyną, która zawróciła mu w głowie. Można było zauważyć, że mu się podobała.
Gdy wróciła z szklanką soku w drobnych dłoniach, Josh podał jej ubrania i wskazał na łazienkę. Dziewczyna wyszła z pomieszczenia w szortach, gdzie zwykle sięgające do ud, jej wystarczały aż do kolan. Miała na sobie jeszcze luźną męską koszulę. Wyglądała komicznie, a jednocześnie pociągająco. Chłopak zaśmiał się.
J: Wyglądasz w moich ubraniach lepiej niż ja.
Hariett uroczo zachichotała i pochwyciła szklankę, by dokończyć picie soku.
Zeszli na dół i usiedli na kanapie. Nie czekali długo a dosiadł się do nich Niall i Harry.
J: Gdzie reszta?
H: Ze swoimi ‘drugimi połówkami’.- odpowiedział zabawnie przy tym gestykulując
Josh skomentował to krótkim ‘Aha.’ i zaczął rozmawiać z Niallem. Harry i Hariett początkowo się nie odzywali, by następnie prowadzić ożywioną wymianę zdań. Rozmawiali kilka godzin, komentując przy tym mecz golfowy, dużo się o sobie dowiedzieli. Hariett poczuła zmęczenie. Oparła swoją głowę o ramię Josha, obok którego siedziała i pozwoliła jej włosom łaskotać jego szyję. Zasnęła.
N: Josh, nie wiem czy wiesz, ale Hariett śpi.
Chłopak zerknął na dziewczynę, która od trzydziestu minut spała na jego ramieniu. Wyglądała uroczo. Josh wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka do swojego pokoju. Przykrył ją kołdrą i położył się obok niej, wpatrując się w piękną istotę. Nie czekał długo, a ona podczas jej snu przytuliła go.

Dobiegał już ostatni dzień pobytu Hariett w domu chłopaków. To miała być ostatnia noc jaką spędzi pod ich dachem.
Nastolatka weszła do pokoju Josha, wpatrując się jak chłopak śpi. Podeszła do niego, pocałowała w czoło, szepcząc „Chyba cię kocham.” Dziewczyna miała już schodzić na dół gdy poczuła dużą dłoń łapiącą ją za nadgarstek. Odwróciła się w kierunku sprawcy.
H: Josh? To ty nie spałeś?
J: Nie.- uśmiechnął się
H: Przepraszam..- spuściła głowę
J: Nie masz za co.- uśmiechnął się, podniósł jej podbródek do góry i złożył na jej malinowych ustach czuły pocałunek- Też cię kocham.
Lo: Macie zamiar tak się obściskiwać w nocy?- spytał będąc świadkiem sytuacji na schodach
Do Louisa dołączył Niall.
N: Harry, przygotuj się na prostownicę!
Hariett zaśmiała się słodko i pocałowała Josha. Wszyscy rozeszli się do pokoi.
J: To co, zostaniesz moją dziewczyną?
H: Z przyjemnością.
Ponownie złączyli usta w namiętnym pocałunku.


_________________________________________________________________________________

znów przepraszam że nic nie dodawałam ale mój umysł nie pozwalał mi na pisanie imagina
prawie wcale mnie z w domu nie było
jeśli mi się uda skończyć to jeszcze dziś pojawi się smutny z liamem
SPADAM :X

sobota, 13 kwietnia 2013

Miałam dodać imagina ale nie dodałam :/ Przepraszam, poświęciłam na niego dużo czasu, ale uznałam że się spierdolił i gówno z niego wyjdzie. Także przepraszam i oczekujcie jakiegoś imagina jutro albo w poniedziałek xx

piątek, 12 kwietnia 2013

#17 cz. 2


Lo: Chłopaki, Caroline przyjechała!- krzyknął
To było trochę dziwne, że o tak późnej godzinie jeszcze nikt nie spał.
Do przedpokoju wparowało dwóch chłopaków, myślałam, że jest ich więcej.
M: Gdzie reszta?
H: Gdzieś pojechali ze swoimi dziewczynami.- parsknął, właścicielem głosu okazał się chłopak w loczkach
M: Louis, gdzie twoja Eleanor?
E: W salonie!- oznajmił dziewczęcy głos
Mama spojrzała podejrzliwie na Louisa.
M:Nieważne, to jest [T.I], moja córka. Pojechałam po nią, bo jej luby zerwał z nią zaręczyny, nie podając wyraźnego powodu…- byłam trochę zła na mamę, że im to powiedziała, ale w tej chwili złość zastąpiła rozpacz po ukochanym- [T.I] to jest Louis, Harry i Niall, a w salonie siedzi Eleanor, dziewczyna Lou.
H: Ale z niego dupek- powiedział i mnie przytulił, byłam trochę zaskoczona tym gestem ale nie byłam w stanie nic zrobić
Po chwili dołączyła reszta chłopaków. Harry chyba zauważył, że jestem śpiąca, bo odsunął mnie od siebie, mówiąc.
H: Widzę że jesteś zmęczona- po czym skierował się do mamy- Gdzie będzie spała?- spytał z iskierkami nadziei w oczach
M: A od czego są pokoje gościnne?
N: Trzeba je zlikwidować!- mama spiorunowała go wzrokiem
J: Mogę coś…
Lo: Na ile [T.I] zostaje?
J: A ja się wtrące i chcę oznajmić, że mój żołądek domaga się jedzenia w trybie natychmiastowym, inaczej pochłonę wszystko co tylko stanie mi na drodze. Jasne?!
M: Uspokój się.. Okres masz?
J: Mamo!!- skarciłam ją- Gdzie jest kuchnia?
Po skończeniu posiłku, w postaci tostów, skierowałam się do mamy, mówiąc
J: To gdzie mam spać?
Harry już chciał coś wtrącić, ale mama była szybsza i zaprowadziła mnie do pokoju. Stały już tam moje walizki.
J: Mamo, możemy chwilę porozmawiać?
M: Jasne.- odparła i zamknęła za sobą drzwi
J: Kim ty dla nich jesteś?!
M: Jestem ich menagerem.
J: Dlaczego nie powiedziałaś?
M: Chciałam żeby to była niespodzianka.
J: I jak ja mam tu zapomnieć o NIM, przebywając w towarzystwie ładnych?- mama posłała mi znaczące spojrzenie i poruszyła brwiami- Mamo…- po raz kolejny skarciłam ją
M: No co? Czas najwyższy!- powiedziała, po czym wyszła z pokoju
Przebrałam się w piżamę i nieświadoma godziny, położyłam się spać.
Obudziłam się wyspana, co było bardzo dziwne. Wyjęłam czyste ubrania z walizki i przebrałam się w łazience. Umyłam twarz, uczesałam włosy w luźnego koka i zeszłam na dół.
M: Cześć, jak się spało?- spytała, trzymając patelnię z naleśnikami
J: Dobrze- przeciągnęłam się- Ty tu mieszkasz?
M: Nie, ja mam własne mieszkanie.
J: Ja mam spać z chłopakami?
M: Są w twoim wieku, chyba nie chciałabyś być razem ze starą babą, co?
J: Mamo,  nie przesadzaj. A tak właściwie to gdzie reszta?
M: Śpią- parsknęła śmiechem- Jednak jeśli Niall poczuje zapach jedzenia, od razu przyleci budząc przy tym całą resztę- zaśmiała się- Będę miała dziś dużo spraw do załatwienia, w związku z koncertem, który ma się odbyć za dwa tygodnie. Nie będzie mnie cały dzień i tak do końca tygodnia…
J: Czyli że mam z nimi spędzać czas?
N: NALEŚNIKI!!!- mama nie mogła dokończyć, bo do kuchni wbiegł Niall
M: Mówiłam…
Dokończyłam swoje śniadanie i rzuciłam się na kanapę. Nie trzeba było długo czekać, a w kuchni dało się słyszeć głosy reszty. Niedługo potem dosiedli się do mnie i zaczęliśmy rozmowę.
Lo: To co dziś robimy?- powiedział obejmując swoją dziewczynę
J: Wiem, że mam spędzić tylko z wami bite dwa tygodnie…- burknęłam niezadowolona
H: Weź się wyluzuj, fajnie będzie!
N: To… Może pójdziemy do Nando’s?
Lo: Zadzwonie po Zayna i Liama.
E: Chodź ze mną [T.I]!- posłusznie ruszyłam za nią
Weszłyśmy do pokoju, który zapewne był jej własnością.
E: Przynieś swoje walizki, możesz spać ze mną.- serdecznie się uśmiechnęła.
J: A Louis?
E: Znajdzie sobie inne łóżko.- puściła mi oczko
Byłam zadowolona na te słowa, że nie będę sama. Może nie będzie aż tak źle.
Poszłam po walizkę i resztę rzeczy. Z Eleanor wspaniale się dogadywałam. Miałyśmy mnóstwo wspólnych tematów. Doszedł do nas głos z dołu.
Lo: Dziewczyny! Ubierajcie się! Zaraz wychodzimy.
Wzięłyśmy wcześniej przygotowane zestawy, następnie delikatnie pomalowałyśmy się.
E: Wreszcie poznasz Dan i Perrie!
J: Chwila… Tą Perrie?!
E: Tak tą Perrie, fanka?
J: Haha, za mało powiedziane.
E: Jesteś chyba jedyna, która nie jara się nią ze względu na to, że chodzi z Malikiem… Idziemy?
J: Jasne.
Zeszłyśmy na dół, Lou chwycił swoją dziewczynę za rękę. A ja szłam obok Hazzy i Niallera. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w kierunku restauracji.
*na miejsu*
H: [T.I] to jest Liam, Zayn, Danielle i Perrie.- przywitałam się kolejno z każdym.
Nagle El wyrzuciła z siebie.
E: Perrie, [T.I] jest twoją fanką. Nie.. Ona jest mixer!- posłałam jej piorunujące spojrzenie
P: Miło mi- uśmiechnęła się do mnie
Usiedliśmy do stolika i zaczęliśmy rozmawiać, o sławie, o życiu… Właśnie, gdy zaczęliśmy rozmawiać o życiu przypomniał mi się Tomek. Pociągnęłam nosem, a Harry to zauważył.
H: Daj mi jego adres, to mu wpierdole, że pożałuje tego co zrobił.- skierował się do mnie
Reszta się dziwnie patrzyła nie wiedząc o co chodzi. Wydaje się, że Niall jeszcze trochę kojarzył fakty. Harry chciał mówić dalej ale z racji tego że siedziałam obok niego zatkałam mu usta ręką, zanim zdążyłby coś jeszcze powiedzieć. Jak inni odwrócili wzrok, przybliżyłam się do niego i szepnęłam mu na ucho
J: Porozmawiamy o tym później. Ok?- chłopak pokiwał twierdząco głową
Pochodziliśmy po mieście, unikając tych najbardziej zatłoczonych miejsc, gdy zdecydowaliśmy się wrócić.
*w samochodzie*
N: Zróbmy sobie dzisiaj noc filmową! Mam nowe horrory!
O nie, nie horrory..- powtarzałam sobie w myślach myśląc, że to coś da
Wszyscy: TAK!
N: A ty, [T.I]?- pokiwałam twierdząco głową i słabo się uśmiechnęłam
Resztę drogi jechaliśmy w ciszy.
Wszyscy wparowali do wielkiego domu. Poszłam z El na górę i przebrałyśmy się w luźniejsze rzeczy. Założyłam na siebie rozciągnięte dresy i koszulkę z logiem batmana. Na stopy nasunęłam grube skarpety. Po cichu zeszłam na dół, do kuchni i zrobiłam sobie kakao. Najwyraźniej zauważył mnie Harry i poklepał miejsce obok siebie na kanapie. Podeszłam do niego ostrożnie, żeby nie wylać gorącego napoju. Postawiłam kubek na stoliku i zwróciłam się w stronę chłopaka.
J: Chciałeś coś?
H: Powiedz mi to, co miałaś mi powiedzieć. O twoim narzeczonym… BYŁYM narzeczonym.
Trudno mi było o tym mówić, ale zaufałam mu, więc podjęłam się tego.
J: Eh.. więc Tomek zerwał ze mną zaręczyny miesiąc temu, nie podając powodu. Nadal nie mogę się po tym pozbierać.- oczy mi zaszły łzami- ja go kochałam!
Harry mnie przytulił. Wtuliłam się w niego po czym gwałtownie oderwałam się gwałtownie.
J: Ale on jest przeszłością. Przyjechałam tu, żeby o nim zapomnieć. Znaleźć sobie kogoś. Zacząć żyć.- Harry uśmiechnął się pokrzepiająco
H: Pomogę ci w tym. Możesz na mnie liczyć.- podarował mi najpiękniejszy uśmiech
Jego dołeczki i zielone oczy oczarowywały. Można się zakochać. Otrząsnęłam się.
J: Dziękuję za wsparcie.
Do pokoju wbiegli chłopcy.
L: Co tam porabiacie?- usiedli na kanapie
N: Oglądamy film.
Z: Zawołam resztę!- zasugerował
*film*
Pierwszy moment już mnie nabawił strachu. Momentalnie wtuliłam się w ramię loczka. Najwyraźniej jemu się to podobało. Resztę trzy- godzinnego filmu spędziłam na bawieniu się lokami chłopaka.
Niall proponował już następny film, ale wybroniłam się mówiąc, że się źle czuję. Poszłam na górę do pokoju, założyłam słuchawki i rzuciłam się na łóżko. Po pokoju rozległo się puknie do drzwi.
J: Proszę!- do pokoju wszedł lokowaty- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
H: Eleanor mi powiedziała.
Usiadł obok mnie na łóżku i mnie przytulił. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Znacznie różnił się od Tomka. Był czuły i kochany. Z każdą chwilą coraz bardziej się w nim zakochiwałam. Ale on  mógł mieć każdą. Dosłownie. To mnie zasmucało.
H: Wiesz co?- zaczął- No bo to może się wydawać dziwne i pewnie jest. Ale ja cię kocham.- byłam zaskoczona, jednak szczęśliwa na te słowa- Wiem, że to dla ciebie za wcześnie… Ale czy nie chciałabyś zostać moją dziewczyną? Możesz się nie zgodzić, zrozumiem, ale..- pocałowałam go- Czyli się zgadzasz?
J: Tak. Kocham cię.
Do pokoju weszła Eleanor.
E: Lou! Wygrałam zakład.- ja z Harrym się zaśmiałyśmy
______________________________________________________________

Taki sobie. Dzisiaj może jeszcze coś dodam.

niedziela, 7 kwietnia 2013

#17 cz. 1


 Wiedziałam, że mogę liczyć na moją matkę w razie wielkiej potrzeby. To była wielka potrzeba, chłopak, któremu oddałam serce, zerwał zaręczyny. Nie chciałam już dłużej po nim rozpaczać, więc postanowiłam coś z sobą zrobić. Zaczęłam od wykonania telefonu do mamy, rzadko się kontaktowałyśmy, bo ona stale gdzieś jeździła, o spotkaniach nic nie mówiąc…  Właściwie to nigdy nie wiedziałam dlaczego i po co tak podróżowała po świecie. Miała większy pociąg do tego wszystkiego niż ja, ja na razie wolę zostać w Polsce. Nie tak dawno skończyłam studia i nadal mieszkam w całkiem ładnym, dwu- piętrowym mieszkaniu w studenckim mieście, Sopocie. Wracając, strasznie się załamałam po zerwaniu zaręczyn przez mojego lubego. Nawet nie podał powodu! Przez miesiąc siedziałam na kanapie, oglądając denne telenowele. Czasami przychodziła do mnie sąsiadka, kobieta w podeszłym wieku, to ona mnie pocieszała. Moi równieśnicy  non stop imprezowali, więc na pomoc z ich strony nie można było liczyć. Dzień dzisiejszy był dniem, w którym to właśnie postanowiłam wykonać telefon do mamy. Byłam trochę tą rozmową zestresowana, ale gdy w końcu się uspokoiłam chwyciłam telefon w rękę i wybrałam z książki adresowej numer. Po trzech sygnałach dało się słyszeć upragniony głos rodzicielki.
M: Halo?- powiedziała po angielsku
J: Numeru własnej córki nie masz zapisanego?!- spytałam troszkę podirytowana, już po polsku
M: [T.I]!
J: Tak ja.
M: Potrzebujesz pieniędzy??
J: Raczej wsparcia psychicznego… Pamiętasz Tomka?- wspomniałam o moim byłym narzeczonym
M: Cały czas mi o nim nawijałaś, trudno go nie zapomnieć. Co się stało?
J: Zerwał zaręczyny!- zaczęłam szlochać
M: Widocznie nie byliście sobie przeznaczeni…
J: A ja go kochałam!
M: Kochałaś…
J: Ale…
M: Daj spokój córcia, nie był ciebie wart. Mam taką propozycję… Mam tak jakby wolne, także jutro po ciebie przylecę i zrobimy sobie w Anglii małą terapię.
J: Mamo, bardzo cię kocham, ale nie uważasz, że jutro to trochę za szybko…
M: Oj nie narzekaj, lepiej się już pakuj. Spotkamy się na jutro ok. 16 na lotnisku!- wykrzyknęła, po czym rozłączyła się zanim zmieniłabym zdanie
Nie mając innego wyjścia zaczęłam się pakować. Pakowanie zajęło mi aż trzy godziny. Od czasu rozstania kompletnie straciłam rachubę czasu, pierwszy raz spojrzałam na zegarek. Cholera, już trzecia w nocy.- pomyślałam. Żołądek również dawał już o sobie znać. Wyjęłam chleb, po czym 6 kromek grubo posmarowałam masłem i położyłam na talerzyku. Z lodówki wyjęłam karton mleka i usiadłam razem z moją pożywną kolacją do stolika w salonie. W telewizorze cały czas leciały kreskówki. Wbrew pozorom, moje zachowania były zupełnie podobne do zachowania załamanej dziewczyny. Po skończeniu jedzenia wyłączyłam tv i poszłam spać, zostawiając brudne naczynia razem z kupą innych na niewielkim stoliku.
Obudziłam się o 10 i ociągając się wstałam z wygodnego jak nigdy dotąd łóżka. Schodząc z sypialni na dół mało co nie potknęłam się o walizkę, przypominając sobie po co została wyjęta z szafy. Ziewnęłam przeciągle i poszłam do kuchni zrobić kawę. Dziś mam zamiar pobłądzić po Monte Cassino i wydać pieniądze na różne głupoty. Mówiąc głupoty nie mam na myśli clubingu, raczej myślę o ogromnej ilości jedzenia, różnych pamiątek i zbędnych dupereli, które zagracają dom. Jak najszybciej ubrałam się, spakowałam najważniejsze rzeczy do torebki i pierwszy raz od paru tygodni opuściłam swoje gniazdko. Postanowiłam jeszcze zahaczyć o panią Stolarczyk, która to była tą umiłowaną przeze mnie sąsiadką. Gdy oznajmiłam ją o jej planach była bardzo zaskoczona, ale też zadowolona faktem, że mam w ogóle zamiar żyć.
Zbiegłam po schodach, parę pięter w dół a następnie udałam się w kierunku drzwi. Zajrzałam do skrzynki pocztowej, pusto. Przypomniałam sobie, że sąsiadka przynosiła mi listy od dłuższego czasu. W sumie to byłam  z tego zadowolona, ponieważ wszystkie rachunki miałam zapłacone. Otworzyłam wielkie drzwi i wyszłam z budynku. Do Monte Cassino mam jakieś niecałe 500 m, także nie zamartwiałam się zbytnio bolącymi stopami. Moim pierwszym celem było KFC, Mc’Donald był bliżej, ale wybrałam KFC z powodu darmowych dolewek. Po zjedzeniu poszłam na długie molo. Zerknęłam na zegarek. Kurwa, 14:30 już!- pomyślałam. Jak najszybciej skierowałam się do mojego mieszkania.  Dosłownie do niego wpadłam i od razu przebrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy. Usłyszałam pukanie do drzwi.
J: Proszę wejść!
pani Stolarczyk: Dziecko, gdzie ty się tak spieszysz?!- prawie krzyknęła zdesperowana, zachowywała się czasami jakby była moją babcią
J: Za…- spojrzałam na zegarek na telefonie- niecałą godzinę mam być na lotnisku! Autobusy na lotnisko nie jeżdżą często…
pani Stolarczyk: Nie martw się, mój mąż cię zawiezie!
J: Tak?! Naprawdę?!
pani Stolarczyk: Oczywiście! Uspokój się, Marek bardzo cię lubi…
J: Ojejku! Kocham panią!- powiedziałam przytulając się do starszej kobiety
Odwzajemniła uścisk i skierowała się w kierunku własnego mieszkania. Chwyciłam torby i wyszłam przed mieszkanie, zamykając drzwi na klucz.
pan Stolarczyk: I jak? Gotowa?!
J: Tak!
Wyszliśmy razem z budynku i wsiedliśmy do mini coopera. Całą drogę przejechaliśmy w ciszy. Wysiadając z samochodu, pożegnałam się i wręczyłam niezłą sumkę.
pan Stolarczyk: Ale nie ma za co!
J: Jest.- uśmiechnęłam się ciepło i oddaliłam się od niego
Nie czekałam długo, a podbiegła do mnie uradowana matka.
M: [T.I]!- przytuliła mnie mocno, wtuliłam się w nią równie mocno, by znów poczuć zapach jej perfum- Wyładniałaś.- powiedziała lustrując mnie wzrokiem, na co ja się tylko zarumieniłam, a po chwili dodałam
J: Kłamiesz, mówisz tak tylko dlatego, że jesteś moją matką…- udając obrażoną założyłam ręce
M: Widzę, że już tak bardzo nie rozpaczasz po stracie…
J: Staram się przy ludziach. Tak właściwie to się już mocno wypłakałam i dużo się wyżalałam poduszce, więc się nie przejmuj. Ale wizyta w Wielkiej Brytanii nie zaszkodzi! Tylko nie rozumiem po co wydawałaś pieniądze na bilet na przylot tutaj, żeby z powrotem wrócić… Mogłam sama polecieć do Londynu- mówiłam dość szybko
M: Już nic nie mów. Kupiłam już bilety, chodźmy na odprawę!
Lot minął szybko, to zapewne przez to, że cały czas wpatrywałam się w chmury i słuchałam piosenek Joe’a Cockera. Przenosiły mnie do innego świata, tam gdzie wszystko jest lepsze. Nie ma rozstań, zdrad, przemocy gwałtów, gdzie wszyscy się kochają. Z tego LEPSZEGO ŚWIATA wypędził mnie głos matki.
M: Jesteśmy.- oznajmiła swoim dźwięcznym głosem
Zawsze była tak pełna życia, jak już wspominałam cały czas gdzieś jeździła, łatwo znajdowała nowe znajomości. Była moim przeciwieństwem. ONA odważna, JA nieśmiała.
Skierowałyśmy się do postoju taxi. Mama podała kierowcy adres i usiadła razem ze mną na tylnym siedzeniu.
J: Tak właściwie mamo to gdzie idziemy?- spytałam się po angielsku, żeby nie budzić podejrzeń przeczulonego na punkcie osób w moim wieku
M: Zobaczysz…- zmierzyłam ją zdziwionym wzrokiem
Nie jechałyśmy długo, moja rodzicielka podziwiała widoki z okna, natomiast ja liczyłam włosy na prawie łysej głowie kierowcy. Pan podejrzliwy pomógł nam wyjąć moje walizki z bagażnika, po czym mama wręczyła mu pieniądze za przejazd. W tej chwili znajdowałyśmy się prawdopodobnie na obrzeżach Londynu. Skąd wiem? Mieszkałam w Londynie przez dziesięć lat (bo moja mama była brytyjką) ale z tego co wiem, dom, w którym mieszkałyśmy jest w posiadaniu obcych mi osób. Uniosłam głowę, żeby choć zobaczyć, gdzie się znajdujemy. Tego miejsca nie poznawałam zupełnie. Stała tu całkiem duża villa, płot obrastał żywopłot. Więcej nie dało się zauważyć, z powodu oblegających wokół kolorowych nastolatek. Nie podobał mi się taki styl ubierania, ale przecież nie to jest teraz najważniejsze… Posłałam mojej matce pytające spojrzenie, ona tylko westchnęła przeciągle i ruszyła w kierunku płotu, posłusznie poszłam za nią. Z trudem przecisnęłyśmy się przez dziewczyny, mama nacisnęła przycisk domofonu. Światełka koło kamerki zaświeciły się, a ja stałam cały czas skulona za mamą. Rodzicielka pomachała do kamerki, a furtka bzycząc otworzyła się. Mama chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do środka, zamykając szybko furtkę. Po tej stronie było trochę spokojniej, ale nadal byłam oszołomiona. Nacisnęła dzwonek znajdujący się obok drzwi, a te powoli się otworzyły. Moim oczom ukazał się wysoki, całkiem przystojny chłopak. Mężczyzną nie można go było nazwać, ponieważ miał twarz umazaną kolorowymi pisakami i… szminką?!
Lo: Car!- przywitał się (mama nazywa się Caroline)
M: Lou! Kto pozwolił dotykać moich kosmetyków?!
Powoli zaczynałam kojarzyć fakty. Po pierwsze fanki, chłopak kogoś mi przypominał, ale nie wiedziałam kim mógł być. Dopiero po nazwaniu go Louisem przez moją matkę zrozumiałam. To on jest tym Louisem Tomlinsonem z One Direction! Znałam ich z telewizji, z kanałów muzycznych. O akcji polskich directioners na twitterze mówiono w wiadomościach. Często lecieli w radiu, a ich fanki organizowały w Trójmieście różne zloty.
M: A tak… Poznaj [T.I].- wreszcie sobie o mnie przypomniała, podałam mu rękę, a on jak na gentelmana przystało ukłonił się i ją pocałował
J: Możemy już wejść- mówiłam trzęsąc się- Bo.. tu jest trochę zimno…
Lo: Tak, proszę- przepuścił nas w drzwiach
Nadal byłam oszołomiona, jeszcze bardziej niż wcześniej. Kim moja matka mogła dla nich być?! Przez mój przyjazd tutaj moje życie obróci się o 180 stopni…
_________________________________________________________________________________

Nadal czekam na komentarze... No ale nic :''c Trzeba żyć dalej + dobranoc ;**